poniedziałek, 1 lipca 2013

Cesarka i inne przyjemności

Mimo że na samą cesarkę nie narzekam, bo nic nie czułam, czas po cesarce jest chyba największą traumą mojego życia.

Przewieziono mnie na salę obserwacyjną, podłączono jakąś kroplówkę i zostawiono samą sobie. Usłyszałam gdzieś w międzyczasie, że będzie jeszcze jedna cesarka, więc wiedziałam, że będę miała towarzyszkę. Było to wielkim pocieszeniem, bo leżenie w zupełnej samotności podczas gdy hormony szaleją, nie należało do przyjemności.

Czas dłużył się strasznie zwłaszcza że mój Książę z Bajki był daleko ode mnie i nikt do mnie nie przychodził powiedzieć mi o nim cokolwiek.Nie wiedziałam czy jest zdrowy, czy wszystko z nim w porządku. Chciało mi się płakać.

Na krótko przed południem na chwilę wpadła do mnie moja siostra. Nielegalnie, bo szpital był zamknięty dla odwiedzających z powodu grypy. W jej oczach zobaczyłam, że wyglądam jak stado nieszczęść. Znajoma mojej siostry, osoba zatrudniona w szpitalu, wzięła mój aparat i poleciała na noworodki zrobić kilka zdjęć Księciu z Bajki. Mogłam go więc zobaczyć. Ale moja siostra wzięła aparat ze sobą, żeby pokazać Księcia rodzinie. Zostałam więc sama, bez Księcia, bez żywej duszy.

Gdzieś w międzyczasie przedzwonił mój mąż. Wiedział, że miałam cesarkę, bo jak mnie zabrali to przedzwonił i odebrała koleżanka z łóżka obok. Od niego dowiedziałam się ile Książę waży i mierzy, oraz że dostał całe dziesięć punktów. Jego ciocia była kiedyś położną i dowiedziała się tego wszystkiego po znajomości, bo mojej teściowej nie chcieli powiedzieć, gdy dzwoniła. Słyszałam tą rozmowę. Położna w sposób opryskliwy powiedziała, że nie będzie udzielać informacji przez telefon członkom rodziny. Że jak ktoś chce, to może skontaktować się ze mną przez telefon. Tyle tylko że mną się NIKT nie interesował. Nikt nie raczył mnie poinformować co się dzieje z moim dzieckiem. Równie dobrze mogłoby mnie tam wcale nie być.